„Sweat” to poruszający i wyrazisty portret polskiej influencerki. Niezwykle współczesny film o nowym rodzaju samotności w czasach social mediów - tak o najnowszym filmie Magnusa von Horna napisał komitet selekcyjny festiwalu w Cannes. Na 45. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni "Sweat" został obsypany deszczem nagród. Były wśród nich Srebrne Lwy. Na festiwalu filmowym w Göteborgu nagrodę filmowi przyznał Kościół Szwecji. 9 kwietnia film wchodzi na ekrany polskich kin. Ambasada Szwecji przeprowadziła wywiad z reżyserem. Polecamy!
Ambasada: Podczas zakończonego niedawno Festiwalu Filmowego w Göteborgu otrzymałeś nagrodę Kościoła Szwecji. Czy to dla Ciebie ważne wyróżnienie?
Magnus von Horn: Tak, zwłaszcza teraz, kiedy żyję w Polsce. Wydaje mi się, że gdybym nadal mieszkał w Szwecji, to wyróżnienie nie byłoby dla mnie tak istotne. Dopiero teraz zacząłem doceniać fakt, że kościół w Szwecji podąża za tym, co dzieje się wokół. Nie stoi na drodze rozwoju. Szuka nowych sposobów komunikowania się ze społeczeństwem, nie obawia się nieznanego i jest miejscem nastawionym na ludzi.
A: Główna bohaterka „Sweat” różni się od bohaterów Twoich wcześniejszych filmów. Dlaczego główną postacią swojego filmu uczyniłeś influecerkę?
MvH: Po pierwsze, chciałem zrobić film, który tak bardzo, jak to możliwe będzie się różnił od mojej pierwszej fabuły. Chciałem nakręcić coś zupełnie innego niż dotychczas.
Kiedy próbowałem znaleźć pomysł na nowy projekt, okazało się, że cały czas wpatruję się w telefon, przeglądając Snapchat i Instagram. Zacząłem wtedy śledzić konto bardzo aktywnej instagramowej influencerki fitnessowej. Codziennie wrzucała jakieś filmiki. Było to dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Z drugiej strony nie mogłem przestać czytać jej postów. Przypominały reality show. Na początku byłem uprzedzony. To, co pisała ta dziewczyna wydawało mi się puste i narcystyczne. Aż zdałem sobie sprawę, że może jestem po prostu zazdrosny. Sam kompletnie nie potrafiłbym dzielić się tyloma informacjami z mojego życia. Chyba pozazdrościłem popularnym influencerkom tego, że przekraczają granice, potrafią bez oporów, spontanicznie dzielić się z innymi swoimi uczuciami i nie przejmują się tym, jak postrzegają je inni. Doszedłem do wniosku, że bardziej narcystyczne niż to, co robią one jest to, iż ja przez dwa dni zastanawiam się, co mam napisać w mediach społecznościowych. Postanowiłem zgłębić ten fenomen.
Na początku czułem, że mnie i tę influencerkę różni wszystko. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że jesteśmy do siebie bardzo podobni. I to właśnie zamierzałem przekazać w moim filmie.
A: Czy podczas kręcenia „Sweat” coś Cię uderzyło, czegoś się nauczyłeś?
MvH: Tych odkryć było bardzo wiele. Podczas pracy nad filmem wspólnie z odtwórczynią głównej roli odkrywaliśmy, co tak naprawdę chcemy przekazać. Proces ten trwał także podczas pisania scenariusza i preprodukcji. Wszystko to było drogą do sceny finałowej i ostatniej kwestii wypowiadanej przez Sylwię.
Czy się czegoś nauczyłem? Ważne, by w kimś, kto bardzo się od ciebie różni zobaczyć drugiego człowieka. Niby wiedziałem to wcześniej, zawsze jednak warto sobie o tym przypomnieć.
A: Oglądając Twoje filmy nietrudno zauważyć, że uważnie przyglądasz się polskiemu społeczeństwu i polskiej rzeczywistości. Czy myślisz, że gdyby akcja filmu „Sweat” rozgrywała się w Szwecji, ta historia wyglądałaby inaczej?
MvH: To byłoby coś kompletnie innego. Ta historia jest w pełni zakorzeniona w Polsce i zbudowana na moich poczynionych tu obserwacjach.
Weźmy na przykład scenę przyjęcia urodzinowego u matki głównej bohaterki; gdyby miała ona miejsce w Szwecji, wszystko odbyłoby się inaczej, bo relacje rodzinne w Szwecji i w Polsce różnią się od siebie.
Ciekawi mnie także fenomen polskich galerii handlowych. W Szwecji to raczej nudne, mało atrakcyjne miejsca. Polskie centrum handlowe musi być piękne, odgrywa też inną rolę, na przykład jako miejsce spotkań.
A: Masz już w zanadrzu kolejny projekt?
MvH: Tak, pracuję nad nowym filmem, którego akcja będzie rozgrywać się w Kopenhadze tuż po zakończeniu pierwszej wojny światowej. Będzie to kostiumowy dreszczowiec z elementami dramatu. Będzie zupełnie inaczej niż w moich wcześniejszych filmach. Lubię zmieniać styl z każdym nowym projektem.